Jak się skończy ta wojna

Jak się skończy ta wojna

Poufne negocjacje

Czy ta wojna zakończy się rozejmem, czy rozstrzygnie na polu bitwy? To pytanie pojawiło się w globalnej debacie, ledwie rosyjskie rakiety przecięły ukraińskie niebo 24 lutego 2022 r. Szybko też podzieliło świat na dwa obozy. Można nazywać przedstawicieli tych dwóch stronnictw realistami i idealistami, zwolennikami interwencjonizmu i polityki powściągliwości albo jastrzębiami i gołębiami pomocy Ukrainie – nazwy są jednak drugorzędne. Istotna była treść tego sporu. A eksperci, analityczki czy dziennikarze i emerytowani dyplomaci spierali się publicznie o to, o czym za zamkniętymi drzwiami politycy musieli rozmawiać brutalnie szczerze. Czyli: co będzie potem?

To „potem” zdaje się zbliżać coraz szybciej. Słyszymy bowiem kolejne doniesienia, że rozmowy na wysokim szczeblu między USA i Rosją nie tyle nadejdą, ile już trwają. Mamy przed sobą przecież amerykańskie wybory prezydenckie. W Europie prezydent Emmanuel Macron, a za nim inni przywódcy sugerują głębsze zaangażowanie w konflikt lub przejęcie odpowiedzialności po ewentualnym wstrzymaniu pomocy przez Amerykanów. Z kolei Polacy, Estończycy bądź Czesi boją się amerykańskiej odwilży w stosunkach z Moskwą, więc tym bardziej widzą w rozmowach zagrożenie. Jednocześnie do powszechnej świadomości przebija się fakt, że sankcje nie zaszkodziły Rosji tak, jak mieli nadzieję ich autorzy. Dysproporcja w zapasach amunicji między walczącymi stronami działa na niekorzyść Ukrainy. A Rosja – wykorzystując pomyślne okoliczności – prędzej rozpocznie kolejną ofensywę, niż się wycofa. Portal Politico – nie po raz pierwszy – donosi, że europejscy politycy w rozmowach off the record mówią o koniecznych negocjacjach i ustępstwach wobec Putina, o których nie ma mowy publicznie.

W jakim więc momencie jesteśmy i w co grają teraz światowe mocarstwa?

Realiści i idealiści, jastrzębie i gołębie

Przez pierwsze kilkanaście miesięcy wydawać się mogło, że zwolennicy tezy o konieczności „totalnej porażki Rosji” i przeciwnicy dyplomacji są górą. Pomoc Ukrainie zjednoczyła przywódców państw Zachodu i stała się źródłem „wielkiej narracji” dla liderów i partii tak różnych jak amerykańscy demokraci, torysi w Wielkiej Brytanii oraz Prawo i Sprawiedliwość w Polsce. Triumfował urzędowy optymizm. A fakt, że Ukraina nie upadła, dostarczał argumentów za tym, by dalej ją zbroić. W świetle doniesień o zbrodniach i atakach na cele cywilne wezwania do zakończenia wojny przy stole negocjacyjnym jawiły się jako legitymizowanie agresji i kapitulanctwo. Amerykańscy autorzy snuli wizje rozpadu Rosji i zagłodzenia rosyjskiego niedźwiedzia za pomocą sankcji. Przywódcy Polski, Estonii czy Finlandii nie bali się wygłaszać bojowych deklaracji – przynajmniej tak długo, jak amerykańska pomoc zbrojeniowa płynęła do Ukrainy szerokim strumieniem. Minister spraw zagranicznych Czech ogłaszał jeszcze latem 2023 r., że „zbliżają się jego wakacje na Krymie”. Sugerował tym, że rosyjska porażka jest nieuchronna i okupowany półwysep już wkrótce wróci pod ukraińską kontrolę i powita zachodnich turystów.

Argumenty drugiej strony nie nabierały aż takiego rozgłosu ani nie miały aury moralnej jednoznaczności. Powątpiewania w ukraiński triumf militarny ginęły w chórze okrzyków zagrzewających do boju. Dodajmy: tym bardziej w Polsce, gdzie niedopuszczanie do głosu podobnych stanowisk zostało uznane nieomal za rację stanu. Opinia publiczna w naszym kraju była więc podwójnie oddzielona od toczącej się mimo wszystko – w think tankach i na łamach pism w rodzaju „Foreign Affairs” czy „The Atlantic” – debaty. Czytelnicy PRZEGLĄDU mogą jednak znać argumenty realistów i zwolenników polityki powściągliwości z przekładów publikowanych przez Piotra Kimlę czy wywiadów choćby z wybitnymi przedstawicielami tego środowiska, takimi jak Stephen Wertheim czy Samuel Moyn.

W skrócie zatem i dla przypomnienia: uważają oni, że jakaś formuła dyplomatycznego układu przewidująca wycofanie rosyjskich wojsk, odstąpienie od planu akcesji Ukrainy do NATO i zawarcie międzynarodowej umowy regulującej status ziem okupowanych jest konieczna do zakończenia wojny i uniknięcia tzw. scenariusza koreańskiego, który oznaczałby zamrożenie konfliktu na terenie Ukrainy (a więc siłową rewizję jej granic de facto, nawet jeśli nie de iure). Oceniają też, że dalsza walka nie polepszy, lecz pogorszy pozycję negocjacyjną Ukrainy.

Ostatecznie więc może się okazać, że Kijów z pomocą Zachodu walczy w krwawej i wyniszczającej wojnie, kosztującej życie setek tysięcy osób, tylko po to, by zgodzić się na warunki gorsze niż te, które USA i NATO odrzuciły w 2022 r.

Od inwazji Putina minęły ponad dwa lata i waga tych dwóch stanowisk się zmieniła. Dziś głosy wierzących w militarne zwycięstwo Ukrainy osłabły, a presja na rozwiązanie dyplomatyczne rośnie. Dlaczego?

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 16/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

j.dymek@tygodnikprzeglad.pl

Fot. AFP/East News

Wydanie: 16/2024, 2024

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 15 kwietnia, 2024, 10:02

    „Ostatecznie więc może się okazać, że Kijów z pomocą Zachodu walczy w krwawej i wyniszczającej wojnie, kosztującej życie setek tysięcy osób, tylko po to, by zgodzić się na warunki gorsze niż te, które USA i NATO odrzuciły w 2022 r.”
    Czyli dokładnie tak, jak ze sprowokowaną przez Piłsudskiego wojną polsko-bolszewicką. Propozycje pokojowe, jakie składali bolszewicy PRZED najazdem w 1920 roku były dla Polski bardziej korzystne, niż warunki traktatu ryskiego kończącego wojne. No ale mitoman Piłsudski uroił sobie, że „traktaty to on będzie podpisywał w Moskwie” (po jej zdobyciu ma się rozumieć).
    Zachodnie (nie mówiąc o polskich) „elity” polityczno-medialne to umysłowe i moralne DNO. Ich kolonialna buta, arogancja, ignorancja wreszcie zostaną ukarane i bardzo mnie to cieszy. Tylko pytanie, czy wyciągną z tego nauke na przyszłość, czy też w swoim wściekłym zacietrzewieniu sprowokują kolejną wojne, żeby znowu „dowalić ruskim”. Tym razem polskimi rekami, kosztem życia setek tysiecy Polaków i zrobienia z Polski spalonej ziemi. Samym Polakom taka perspektywa najwyraźniej nie przeszkadza.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 15 kwietnia, 2024, 15:21

      Bardzo celny komentarz. Zgoda z każdym zdaniem. Tragicznie przedstawia się wartość intelektualna elit europejskich to „umysłowe i moralne DNO”.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • Anonim
        Anonim 15 kwietnia, 2024, 15:45

        Stawiam, że w ciągu najbliższych kilku lat Ukraina (a raczej jej zachodnie resztki) staną sie państwem upadłym. W połączeniu z wściekłym, neobanderowskim nacjonalizmem, oznaczać to bedzie, że na rubieżach Europy zrodzi sie regularne państwo terrorystyczne, nad którym zapanować bedzie w stanie jedynie…Rosja. Ciekawe, jak zatuszują to europejskie elitki z niejaką Urszulą-Drakulą na czele? I co bedzie miał do powiedzenia tak zawsze wyszczekany (nie mylić z „elokwentny”) Radek „Appelbaum” Sikorski?
        Jakoś coraz mniej słychać popiskiwania o odbudowie Ukrainy czy jej przyspieszonym i nieuchronnym wstąpieniu do UE i NATO…

        Pozdrawiam

        Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 26 kwietnia, 2024, 07:44

      Autorowi i innym „realistycznym” gołąbkom pokoju sugeruję zastanowienie się nad postawą i losem tak znanych „realistów jak Quisling, Rumkowski czy Petaine…

      Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonim
    Anonim 15 kwietnia, 2024, 18:49

    Jakikolwiek będzie koniec tego konfliktu to obowiązywać będzie wniosek z tego wykładu z 2022 roku:

    Prof. John Mearsheimer
    wykład w Robert Schuman Centre for Advanced Studies
    Ostatnie zdania wykładu:
    „Konkludując, trwający na Ukrainie konflikt jest kolosalną katastrofą, która, jak zauważyłem na początku mojego wykładu, prowadzić będzie ludzi na całym świecie do poszukiwania jego przyczyn. Ci, którzy wierzą w fakty i logikę, bardzo szybko odkryją, że Stany Zjednoczone i ich sojusznicy są głównymi odpowiedzialnymi za tę katastrofę. Decyzja z kwietnia 2008 roku, mówiąca o włączeniu Ukrainy i Gruzji do NATO, doprowadziła do konfliktu z Rosją. Administracja Busha była głównym architektem tego fatalnego wyboru, ale i administracje Obamy, Trumpa i Bidena za każdym razem intensyfikowali tę politykę a sojusznicy Ameryki posłusznie podążali za nią.
    Mimo że przywódcy Rosji postawili sprawę absolutnie jasno, że włączanie Ukrainy do NATO będzie przekroczeniem najbardziej jaskrawej spośród czerwonych linii, Stany Zjednoczone po prostu odmówiły zaspokojenia najgłębszych rosyjskich obaw dotyczących bezpieczeństwa, a zamiast tego działały nieubłaganie w kierunku uczynienia z Ukrainy zachodniego bastionu na granicach Rosji.
    Tragiczna prawda jest, że jeśli Zachód nie dążyłby do rozszerzenia NATO na Ukrainę, prawdopodobnie nie byłoby dzisiaj wojny na Ukrainie a Krym wciąż byłby częścią Ukrainy. W istocie Waszyngton grał główną rolę w doprowadzeniu Ukrainy na drogę do destrukcji. Historia osądzi Stany Zjednoczone i ich sojuszników z wielką surowością za ich niebywale głupią politykę w stosunku do Ukrainy. Dziękuję! „
    prof. John Mearsheimer
    wykład w Robert Schuman Centre for Advanced Studies
    Florencja, 6 czerwca 2022 r.

    https://www.youtube.com/watch?v=qciVozNtCDM&ab_channel=TheRobertSchumanCentreforAdvancedStudies

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Anonim
    Anonim 15 kwietnia, 2024, 22:06

    „Od inwazji Putina minęły ponad dwa lata i waga tych dwóch stanowisk się zmieniła. Dziś głosy wierzących w militarne zwycięstwo Ukrainy osłabły, a presja na rozwiązanie dyplomatyczne rośnie. Dlaczego?”
    Odpowiedz na to pytanie daje bardzo ciekawy wywiad z norweskim profesorem Diesenem.

    https://www.easternangle.com/500-years-of-western-dominance-is-it-coming-to-an-end-and-what-comes-next/
    500 lat dominacji Zachodu: czy to się kończy i co przyjdzie po tym?

    Minęło trzydzieści lat grozy i szaleństwa, zanim Europejczycy w końcu opamiętali się: narodziny nowego porządku świata.

    Felix Abt: Wielka europejska wojna religijna i pierwszy ogólnoeuropejski konflikt dotyczący statusu superpotęgi zakończył się w 1648 r. Po 30 latach wyniszczających wojen i chaosu, zwłaszcza na ziemi niemieckiej, z milionami ofiar śmiertelnych i zrujnowaną gospodarką, pokój westfalski przyniósł nowy, oparty na zasadach porządek w Europie, jak nazwałaby to dziś zachodnia klasa polityczna.
    Porozumienie przewidywało nienaruszalność granic i nieingerencję w wewnętrzne sprawy suwerennych i równych państw. Uważane jest za kamień milowy w rozwoju w kierunku tolerancji i sekularyzacji.
    Jak wpłynęło to na nowe mocarstwa, które wyłoniły się później i ich dążenie do hegemonii?

    prof. Glenn Diesen:
    Lekcja wojny trzydziestoletniej (1618-1648) była taka, że ​​żadna władza nie jest w stanie przywrócić porządku opartego na hegemonii i uniwersalnych wartościach, gdyż inne państwa Europy zachowałyby swoją suwerenność i odrębność poprzez zbiorowe równoważenie najpotężniejszego państwa. Było to oczywiste, gdy katolicka Francja wspierała protestancką Szwecję, aby zapobiec dominacji katolickich Habsburgów. Pokój westfalski z 1648 r. dał początek współczesnemu porządkowi świata, w którym pokój i porządek zależą od równowagi sił pomiędzy suwerennymi państwami.

    System westfalski zapobiega hegemonii, gdyż inne państwa wspólnie równoważą wysiłki aspirującego hegemona na rzecz ustanowienia dominacji gospodarczej i militarnej, a wartości uniwersalne są odrzucane w takim stopniu, w jakim są wykorzystywane do ograniczania suwerenności innych państw.

    Od nieinterwencjonizmu do interwencjonizmu „cywilizowanych ogrodników” w niezachodniej „dżungli”

    Felix Abt: Zasada, zwana westfalską zasadą suwerenności, zabrania ingerencji w wewnętrzne sprawy innego państwa, a każde państwo jest równe w świetle prawa międzynarodowego, bez względu na wielkość. Zatem każde państwo ma suwerenność nad swoim terytorium i sprawami wewnętrznymi, z wyłączeniem wszelkich sił zewnętrznych.

    Kiedy jednak europejskie potęgi kolonialne użyły przemocy, aby narzucić swoją wolę innym kontynentom, naruszyły ten ideał. Czy był to początek śmierci tej zasady?

    prof. Glenn Diesen:
    Pokój westwalski powinien w zasadzie opierać się na suwerennej równości wszystkich państw. Powstał jednak jako europejski porządek bezpieczeństwa, który później położył podwaliny pod porządek światowy. W pierwotnej Westfalii Europejczycy domagali się specjalnych przywilejów, a zasada równej suwerenności państw nie dotyczyła wszystkich. Suwerenność uznawano za prawo i obowiązek przypisany „ludom cywilizowanym”, co stanowiło odniesienie do Europejczyków jako białych chrześcijan. System międzynarodowy został podzielony pomiędzy cywilizowanych i barbarzyńców. Istniał jeden zestaw zasad dla Europejczyków w cywilizowanym „ogrodzie”, a inny w przypadku, gdy Europejczycy zadawali się z tak zwanymi despotycznymi barbarzyńcami w „dżungli”. Ingerowanie w wewnętrzne sprawy innych narodów i rozwój rozległych imperiów przedstawiano jako prawo i obowiązek cywilizowanych państw do prowadzenia narodów barbarzyńskich w kierunku uniwersalnych wartości cywilizacyjnych. Ta odpowiedzialność za rządzenie innymi narodami została nazwana „brzemieniem białego człowieka” i „misją cywilizacyjną”.

    W naszym obecnym wieku porzuciliśmy podział cywilizacyjno-barbarzyński, ale zastąpiliśmy go podziałem liberalno-demokratyczno-autorytarnym, aby legitymizować suwerenną nierówność. Zachód może ingerować w wewnętrzne sprawy innych państw, aby promować demokrację, dokonywać inwazji na kraje w celu obrony praw człowieka, a nawet zmieniać granice państw w celu wsparcia samostanowienia. Jest to wyłączne prawo i odpowiedzialność Zachodu jako obrońców uniwersalnych wartości liberalnej demokracji. Jak wyjaśnił szef polityki zagranicznej UE Joseph Borrell: „Ogrodnicy muszą udać się do dżungli. Europejczycy muszą znacznie bardziej współpracować z resztą świata. W przeciwnym razie reszta świata nas zaatakuje.”

    Prawo międzynarodowe zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych broni zasady suwerennej równości wszystkich państw. Tzw. „porządek międzynarodowy oparty na zasadach” opiera się na suwerennej nierówności, która wprowadza szczególne przywileje pod przykrywką uniwersalnych wartości liberalno-demokratycznych. Przykładowo uznanie przez Zachód niepodległości Kosowa było pogwałceniem prawa międzynarodowego, gdyż naruszało integralność terytorialną Serbii, choć legitymizowane było liberalną zasadą poszanowania samostanowienia kosowskich Albańczyków. Na Krymie Zachód zdecydował, że zasadą przewodnią nie powinno być samostanowienie, ale integralność terytorialna. Stany Zjednoczone odwołują się do wartości liberalno-demokratycznych, aby skorzystać ze swojego wyłącznego prawa do inwazji i okupacji krajów takich jak Irak, Syria i Libia, chociaż prawo to nie rozciąga się na kraje w „dżungli”.

    Anglosaski sposób na zapewnienie sobie hegemonii: panowanie nad morzem i kontrola korytarzy lądowych.

    Felix Abt: Przejdźmy teraz do teraźniejszości: Wpływowy brytyjski geopolityk i strateg Sir Halford Mackinder (1871-1947) wyjaśnił, co następuje: Wielka Brytania była największą i najsilniejszą potęgą morską na świecie.
    Czy Imperium Brytyjskie zastosowało tę strategię i w jaki sposób?

    prof. Glenn Diesen:
    Kluczowym źródłem dominacji potęg morskich była kontrola nad morzami. Zarówno Brytyjczycy, jak i ich amerykańscy następcy prowadzili politykę kontrolowania rozległego kontynentu euroazjatyckiego z peryferii morskich. „Wolność żeglugi” to dwuznaczne określenie zdominowania kluczowych korytarzy transportowych i wąskich gardeł niezbędnych do niezawodnego handlu i transportu wojsk. Główną strategią powstrzymywania Rosji od początku XVIII wieku było odmówienie jej dostępu do międzynarodowych korytarzy morskich. W Europie Rosja ma dostęp do trzech mórz: Morza Czarnego, Morza Bałtyckiego i Arktyki. Ekspansja NATO na Ukrainę i wydalenie Rosjan z Floty Czarnomorskiej na Krymie uczyniłyby Morze Czarne morzem NATO, twierdzi były Sekretarz Generalny NATO, że wraz z przystąpieniem Finlandii i Szwecji NATO mogłoby zablokować Rosję na Morzu Bałtyckim , a Stany Zjednoczone budują obecnie bazy wojskowe w całej Norwegii i pozostałej części Skandynawii, aby przeciwstawić się Rosjanom w Arktyce. Po drugiej stronie kontynentu eurazjatyckiego Stany Zjednoczone w podobny sposób utworzyły dwa „łańcuchy wysp”, aby ograniczyć niezawodny dostęp Rosji i Chin do morza.

    Wyzwaniem jest jednak nie tylko dominacja na morzu, ale także zapobieganie powstawaniu korytarzy lądowych jako alternatywy. Ekspansja Rosji do Azji Środkowej w XIX wieku i budowa kolei transkontynentalnych zagroziły lądowemu połączeniu kontynentu euroazjatyckiego, w miarę jak Rosja zbliżała się do Indii i Pacyfiku. Mackinder obawiał się, że lądowe połączenie Rosji z kontynentem eurazjatyckim może położyć kres strategicznej przewadze w postaci kontrolowania mórz. Podczas gdy kraje takie jak Rosja, Chiny, Indie i Iran łączą rozległy kontynent euroazjatycki za pomocą korytarzy lądowych, dominacja USA po raz kolejny staje pod znakiem zapytania ze względu na łączność fizyczną jako źródło hegemonii.

    Ameryka śladami swojego hegemonicznego brytyjskiego poprzednika: ponowne wypychanie Rosji z powrotem do obecnie potężnej Azji.

    Felix Abt: Zbigniew Brzeziński, który był doradcą pięciu amerykańskich prezydentów w latach 1963–2017, był najważniejszym następcą Mackindera. Jego książka „Wielka szachownica: prymat Ameryki i jej imperatywy geostrategiczne” została opublikowana w 1997 roku, w której szczerze i jasno przedstawił cele amerykańskich spraw geostrategicznych. Zasadniczo mówi dokładnie to, co pierwotnie powiedział Halford Mackinder.

    Brzeziński podzielał pogląd Mackindera, że ​​społeczeństwo eurazjatyckie, które skutecznie połączyłoby Rosję i Europę Zachodnią, stanowiłoby zagrożenie dla amerykańskiej dominacji.

    Stwierdził to także późniejszy najbardziej wpływowy amerykański strateg geopolityczny George Friedman, założyciel, dyrektor wykonawczy i przewodniczący STRATFOR (1996-2015), przed Radą Spraw Zagranicznych w Chicago: „Głównym interesem Stanów Zjednoczonych przez całe ostatnie stulecie – czyli pierwsza wojna, druga wojna i zimna wojna – to stosunki między Niemcami a Rosją, ponieważ zjednoczenie tych dwóch stanowiłoby jedyną siłę, która mogłaby nam zagrozić – a potem musimy dopilnować, aby tak się nie stało „. – Dla Stanów Zjednoczonych pierwotnym strachem jest połączenie niemieckiego kapitału, niemieckiej technologii, rosyjskich zasobów naturalnych i rosyjskiej siły roboczej. Doszedł do wniosku, że „zapobieganie zjednoczeniu Rosji i Niemiec” jest niezbędne.
    W świetle tego konflikt ukraiński jest w istocie przedłużeniem amerykańskiej geopolityki, która ma na celu realizację wspomnianej zwrotki Mackindera: „Ten, kto rządzi Europą Wschodnią, rządzi światem”. Co o tym myślisz?

    prof. Glenn Diesen:
    Uniemożliwienie Niemcom i Rosji kontrolowania Europy Wschodniej oznacza, że ​​znaczna część kontynentu eurazjatyckiego zostanie pozbawiona dostępu do morza. Kontrola USA nad Europą Wschodnią oznacza, że ​​Rosja nie może zbudować mostu między Europą a Azją, a raczej staje się odizolowanym, śródlądowym regionem na podwójnych peryferiach Europy i Azji.

    Brzeziński nakreślił strategię rozwoju i utrzymania światowej dominacji Ameryki, która opiera się na starożytnej mądrości dziel i rządź. Brzeziński napisał, że Stany Zjednoczone muszą „uniemożliwiać współpracę i utrzymywać zależność w zakresie bezpieczeństwa między wasalami, utrzymywać posłuszność i ochronę krajów dopływowych oraz zapobiegać zjednoczeniu się barbarzyńców”. Historycznie rzecz biorąc, Brytyjczycy i Amerykanie pracowali nad tym, aby zapobiec zjednoczeniu Niemiec i Rosji, ponieważ utworzyłyby one niezależny biegun władzy. Hegemonia wymaga konfliktu między Niemcami a Rosją, ponieważ Niemcy stają się zależnym sojusznikiem, a Rosja słabnie. Tę logikę stosuje się także do wyjaśnienia, dlaczego korzystne jest utrzymywanie napięć między Arabami a Iranem lub między Chinami a ich sąsiadami. Stany Zjednoczone były bardzo zaniepokojone integracją gospodarczą Niemiec i Rosjan, dlatego też były tak wrogo nastawione do rurociągów Nord Stream i prawdopodobnie stały za atakiem na te rurociągi.

    Problem w tym, że świat nie jest już zachodniocentryczny i odpychając Rosję od Niemiec, Stany Zjednoczone popchnęły Rosję ku Chinom – potędze technologicznej i przemysłowej znacznie większej niż Niemcy. W połowie XIX wieku Brytyjczycy walczyli z Rosją w wojnie krymskiej, mając wyraźny cel zepchnięcia Rosji z powrotem do Azji, gdzie pozostawałaby ona zacofana technologicznie i gospodarczo oraz w stagnacji. Wojna NATO na Ukrainie jest powtórką prób zepchnięcia Rosji z powrotem do Azji, choć tym razem Azja jest znacznie bardziej dynamiczna niż Zachód. Niepowodzenie Zachodu w dostosowaniu naszej wielkiej strategii do nowej rzeczywistości było błędem o niewymiernych proporcjach. Nie podporządkowaliśmy Rosji, raczej zakończyliśmy 300-letnią zachodniocentryczną politykę Rosji, w której Moskwa oczekiwała od Zachodu modernizacji.

    Mózgi stojące za wybranymi przez nas decydentami.

    Felix Abt: W rozmowie z Tuckerem Carlsonem rosyjski prezydent Putin wyjaśnił, że amerykańscy prezydenci niekoniecznie decydują i przytoczył przykład Billa Clintona, który wspierał propozycję Rosji dotyczącą przystąpienia do NATO, ale odrzucił ją po konsultacji ze swoimi sztabami. W swojej książce „Wojna ukraińska i eurazjatycki porządek świata” przywołujesz inny przykład, prezydenta Baracka Obamy: W 2014 roku miał on poważne wątpliwości i obawy co do zasadności dostaw broni na Ukrainę. Wydał zarządzenie prezydenta zabraniające tego, ale cała administracja nie zgodziła się z tą dyrektywą, która została następnie uchylona, ​​a broń została dostarczona na Ukrainę za prezydentury Obamy, z naruszeniem jego dyrektywy. Obama zapewne się o tym dowiedział i odwrócił wzrok, co nie było dla niego nietypowe. Coś podobnego mogło przydarzyć się kanclerzowi Niemiec Olafowi Scholzowi, który twierdzi, że podjął decyzję, a przynajmniej twierdzi, że podjął decyzję, że na Ukrainę nie powinny być dostarczane rakiety Taurus, podczas gdy generałowie Bundeswehry po prostu go ignorowali i przygotowywali plany wojenne przeciwko Rosja. Kiedy te dyskusje wyciekły, oficerów poparł Minister Obrony Narodowej, który stwierdził, że „po prostu wykonywali swoją pracę”.
    Jak to możliwe, że biurokracja i postacie pozostające w cieniu w zachodnich demokracjach osiągnęły pozycję umożliwiającą (właściwe) przewodnictwo demokratycznie wybranym przywódcom?

    prof. Glenn Diesen:
    „The New York Times” doniósł, jak zespoły doradców finansowane przez przemysł zbrojeniowy zmieniły politykę Obamy dotyczącą wycofywania się z Iraku. A na Ukrainie establishment polityczno-wojskowy zignorował jego politykę nieeskalacji napięć z Rosją na Ukrainie. Amerykańskie think tanki powiązane ze społecznością wywiadowczą, takie jak RAND, otwarcie opracowały strategie wykorzystania Ukrainy do wykrwawienia Rosjan.

    Niezdolność amerykańskich prezydentów do zmiany czegokolwiek Milton Friedman nazwał „tyranią status quo” lub tym, co Amerykanie nazywają „głębokim państwem”. Każdy prezydent USA od czasów Billa Clintona opowiadał się za pokojowym podejściem, ale ostatecznie postąpił odwrotnie. George Bush kierował swoim programem prezydenckim, aby położyć kres budowaniu narodu przez Clintona, ale potem zaangażował się w znacznie szerszą inicjatywę budowania narodu w Afganistanie i Iraku. Obama wygrał dzięki obietnicy „zmian” i zakończenia wojen, ale odwrócił się i przeniósł wojny z dronami na zupełnie nowy poziom. Trump chciał „dogadać się” z Rosją i wyraził krytykę polityki wobec Rosji po zakończeniu zimnej wojny, a służby wywiadowcze i media uczyniły z niego rosyjskiego agenta w mistyfikacji Russiagate. Jedyny raz, kiedy Trump miał poparcie klasy politycznej, ośrodków doradczo-rozwojowych i mediów, miało miejsce wtedy, gdy zbombardował Syrię. System polityczny jest przygotowany na wojnę, a instytucje demokratyczne słabną. Jeśli można zmienić przywództwo polityczne, ale nie politykę, czy jest to nadal demokracja? Niewiele jest dyskusji na temat tego, gdzie właściwie leży władza.

    Mocarstwa zachodnie opowiadały się za „wolnym handlem”, o ile mogły go kontrolować.

    Felix Abt: Liberalizm i wolne rynki znacząco przyczyniły się do hegemonii Zachodu pod przywództwem Stanów Zjednoczonych. Przyspieszona koncentracja bogactwa na Zachodzie w ostatnich dziesięcioleciach i rosnący protekcjonizm oznaczają, że rynki wykazują tendencję do dysfunkcji, a różnorodność mediów i opinii w dużej mierze zniknęła.
    Paradoksalnie Komunistyczna Partia Chin ratuje kapitalizm, zapobiegając kartelom i monopolom, zapewniając zdrową konkurencję w interesie konsumentów oraz żądając, aby bogaci płacili sprawiedliwą część podatków, aby rząd mógł inwestować w infrastrukturę, edukację, opiekę społeczną i redukcja ubóstwa – wszystko w jaskrawym kontraście do USA.

    Czy nieliberalizm i protekcjonizm, a także militaryzm są przyszłością Zachodu, jeśli w ogóle taka istnieje?

    prof. Glenn Diesen:
    Brytyjczycy uchyliły ustawy zbożowe* i nawoływały do ​​wolnego handlu, gdy stały się one technologiczne dominujące dzięki potężnej polityce przemysłowej, kontrolowanym morzu i instrumentom władzy finansowej. Stany Zjednoczone w podobny sposób zastąpiły „sprawiedliwy handel” „wolnym handlem”, kiedy stały się dominującą gospodarką z wiodącymi technologiami, kontrolą oceanów oraz kontrolą banków centralnych i waluty rezerwowej. Liberalny międzynarodowy system gospodarczy jest korzystny, gdy obejmuje świat utkany pod twoją administracją gospodarczą. Kiedy jednak pojawia się wielobiegunowy podział władzy gospodarczej, pojawiają się zachęty do powrotu do polityki merkantylistycznej. Aby zapobiec powstaniu innych ośrodków władzy, Stany Zjednoczone będą nadużywać swojej kluczowej roli w gospodarce międzynarodowej, odcinając dostęp do swoich kluczowych technologii, gałęzi przemysłu, korytarzy morskich, waluty, banków itp. Stany Zjednoczone zamieniły zależność gospodarczą w broń, na przykład poprzez porywanie irańskich tankowców, odcięcie chińskiego sektora technologicznego i kradzież pieniędzy z rosyjskiego banku centralnego. Reszta świata tworzy w ten sposób alternatywną infrastrukturę gospodarczą. Podobnie jak XIX wiek, okres postglobalizacyjny charakteryzuje się konfliktem między liberalizmem a demokracją, który wkrótce sprowadzi nas na niebezpieczną ścieżkę. Jednakże media stały się tubą wzmacniającą służącą zachowaniu jedności, a niezbędny pluralizm intelektualny nie jest już akceptowany. *(Ustawy zbożowe, 1815-1846, cła i ograniczenia handlowe na importowaną żywność i zboża. Merkantylizm. O.a.)

    Co napędza obsesję na punkcie „zagrożenia ze strony Chin” ?

    Felix Abt: Wygląda na to, że amerykańscy neokonserwatyści, którzy od 2014 roku kultywują projekt ukraiński i promują wojnę zastępczą przeciwko Rosji na ukraińskiej ziemi, przegrali z frakcją antychińską, która chce przenieść zasoby do Azji, aby zatrzymać lub odwrócić odrodzenie Chin. Niektórzy amerykańscy politycy i wyżsi urzędnicy wojskowi już mówią o wojnie z Chinami za około trzy lata. Nie wyglądają na papierowe tygrysy, bo mają już buty na ziemi na Tajwanie, intensyfikują militarne okrążenie Chin i np. właśnie zwerbowali trzy państwa Pacyfiku, nad których dostępem powietrznym, morskim i lądowym ma kontrol Waszyngton .
    Newsweek donosi, że siły specjalne armii amerykańskiej szkolą żołnierzy z Tajwanu, tuż przy chińskiej granicy, na wyspie Kinmen.
    Tak więc, choć sytuacja na Ukrainie wydaje się spowalniać, sytuacja na Morzu Chińskim z pewnością stanie się bardziej wybuchowa.

    Reuters donosi, że „Centralna Agencja Wywiadowcza rozpoczęła w chińskich mediach społecznościowych tajną kampanię, której celem było zwrócenie opinii publicznej w Chinach przeciwko chińskiemu rządowi, według byłego urzędnika amerykańskiego posiadającego bezpośrednią wiedzę o tej ściśle tajnej operacji”. To ten sam rząd USA, który chce zakazać Tiktoka, platformy mediów społecznościowych z mniejszościowym udziałem Chin, za rzekome stwarzanie chińskiego „ryzyka dla bezpieczeństwa” bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów lub ważnego uzasadnienia. (Zrzut ekranu z nagłówka Reuters).

    Co stoi za tą uderzającą antychińską obsesją w USA przeciwko krajowi, który przestrzega zasady nieingerencji w inne kraje, który wykorzystuje swoją potężną flotę wyłącznie do celów handlowych, a nie do celów politycznych związanych z kanonierkami, gdy w przeszłości był supermocarstwem, i podąża za nią od tysiącleci starożytna koncepcja „Tianxia” (天下), która dosłownie oznacza „(wszystko) pod niebem”, czyli inkluzywny świat pełen harmonii dla wszystkich?

    prof. Glenn Diesen:
    Chiny nie zagrażają USA, ale zagrażają dominacji USA jako podstawie jednobiegunowego porządku światowego ustanowionego po zimnej wojnie. Stany Zjednoczone próbują obecnie osłabić Chiny poprzez wojnę gospodarczą, przekonać swoich sojuszników do wycofania się z chińskiej gospodarki i wyeliminować Rosję na Ukrainie, ważnej partnerce Chin. Jeśli Stanom Zjednoczonym nie uda się osiągnąć swoich celów, prawdopodobnie zaogni konflikty między Chinami a ich sąsiadami, aby uczynić sąsiadów bardziej zależnymi i posłusznymi, a także stworzyć niestabilność dla Chińczyków, którzy będą „wykrwawiać” kraj z zasobów. Ideałem byłoby większe napięcie między Indiami a Chinami, gdyż Indie wtedy musiałyby stać się bardziej zależne od USA, a kraj byłby ważnym sojusznikiem w osłabianiu Chin. Jeśli wszystko inne zawiedzie, Stany Zjednoczone mogłyby również prowadzić wojnę pośrednią za pośrednictwem pełnomocnika, w taki sam sposób, w jaki wykorzystują Ukraińców do walki z Rosją – na przykład naciskając na secesję Tajwanu. Oprócz zabezpieczenia swoich łańcuchów dostaw i budowy armii do celów odstraszania Chiny powinny priorytetowo potraktować rozwiązanie swoich sporów z Indiami, ponieważ wszelkie tarcia z Chinami można wykorzystać.

    Wróć do większego, zmienionego systemu westfalskiego, który działa bez hegemonii.

    Felix Abt: Wreszcie w swojej nowej książce mówisz, że nowy westfalski porządek świata umacnia się, choć ma cechy eurazjatyckie. Czy możesz to wyjaśnić bliżej?

    prof. Glenn Diesen:
    Wracamy do systemu westfalskiego opartego na równowadze sił pomiędzy suwerennymi państwami. Jednakże dawny system westfalski opierał się na suwerennej równości mocarstw zachodnich, podczas gdy „barbarzyńców” czy „despotów” poza Zachodem nie uważano za kwalifikujących się do odpowiedzialności za suwerenność. Na Zachodzie istniał podwójny system kolektywnej hegemonii, z najwyższą równością pomiędzy państwami zachodnimi. W nowym systemie westfalskim istnieje kilka potężnych państw, które nie są zachodnie, z Chinami jako wiodącą gospodarką na świecie. Potęgi eurazjatyckie, takie jak Chiny, Rosja, Indie i inne, rozwijają podstawy gospodarcze dla tego systemu za pomocą nowych technologii, korytarzy transportowych i instrumentów finansowych. Potęgi eurazjatyckie są bardziej przygotowane na włączenie Globalnego Południa jako równych sobie suwerenów. Mocarstwa eurazjatyckie odrzucają tak zwany „porządek międzynarodowy oparty na zasadach”, oparty na suwerennej nierówności, ponieważ dominacja Zachodu nie powinna być legitymizowana poprzez rozróżnienie na cywilizowaną – barbarzyńską lub liberalną demokrację – autorytarną.

    W ostatnich stuleciach mocarstwa zachodnie miały skłonność do dominacji i imperium poprzez kontrolowanie ograniczonych korytarzy morskich. Rosyjski eurazjatyzm w XIX wieku był hegemoniczną strategią dominacji na obszarze euroazjatyckim poprzez korytarze lądowe, chociaż w warunkach wielobiegunowego podziału władzy Rosjanie nie mają możliwości ani zamiaru dążyć do hegemonii. Zamiast tego integracja eurazjatycka polega na przeniesieniu się z podwójnych peryferii Europy i Azji do centrum nowej konstrukcji eurazjatyckiej. Nawet Chiny jako wiodąca potęga nie mają ani możliwości, ani zamiaru dążyć do hegemonii. Kraje takie jak Rosja są zadowolone z tego, że Chiny są wiodącą potęgą, chociaż nie wspierałyby Chin, gdyby te domagały się dominacji i hegemonii. Chińczycy pokazują, że nie starają się ograniczać relacji gospodarczych Rosji z innymi państwami w celu uczynienia siebie jedynym ośrodkiem władzy. W Globalnej Inicjatywie Cywilizacyjnej Chińczycy opowiadają się także za poszanowaniem różnic cywilizacyjnych oraz za tym, aby każde państwo miało własną drogę do nowoczesności, co oznacza, że ​​Chiny nie roszczą sobie pretensji do reprezentowania uniwersalnych wartości, legitymizujących ingerencję w wewnętrzne sprawy innych państw. Zachód zakładał, że partnerstwo Rosji i Chin jest „małżeństwem dla pozoru” i że będą walczyć o wpływy w Azji Środkowej, ale tak się nigdy nie stało, ponieważ żadna ze stron nie rościła sobie hegemonii. Zamiast sabotować wzajemne relacje z regionem, Chiny i Rosja zharmonizowały swoje interesy w Azji Centralnej. Chiny, Rosja, Indie i inne mocarstwa eurazjatyckie mają różne wizje i interesy, jeśli chodzi o integrację eurazjatycką, ale wszystkie potrzebują siebie nawzajem, aby realizować swoje cele i szukać dobrobytu. Hegemonia nie wchodzi w grę. Jest to system westfalski o cechach eurazjatyckich.

    Serdecznie dziękujemy za tę rozmowę, prof. Diesen.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy